Pielgrzymka do Watykanu – opowieść z Roku Jubileuszowego

W Rzymie wysiadłem z metra na stacji Ottaviano tuż po wschodzie słońca. Powietrze pachniało kawą i świeżym pieczywem, ale przede mną był inny rodzaj pokarmu – duchowy. Szedłem spokojnie w stronę Watykanu, trzymając w dłoni stary różaniec, który dostałem od babci. Nie przypuszczałem jeszcze, że ta pielgrzymka stanie się jednym z najważniejszych doświadczeń mojego życia.

To był Rok Jubileuszowy, a Watykan w tym czasie zmienia się nie do poznania. Przestrzeń, która zawsze tętni historią i modlitwą, w roku jubileuszu dosłownie pulsuje nadzieją. Ulice pełne były ludzi mówiących w różnych językach, z przewieszonymi przez ramię plecakami, z pielgrzymimi znakami i tym samym, charakterystycznym spojrzeniem – szukającym czegoś więcej.

Święte Drzwi i pierwsze wzruszenie

Dotarłem na Plac św. Piotra tuż po ósmej. Mimo tłumu czułem spokój. Kolumnada Berniniego obejmowała pielgrzymów jak ramiona matki. W oddali majaczyła potężna fasada bazyliki, a przede mną – kolejka prowadząca do Świętych Drzwi. Przez nie przechodzi się tylko w Roku Jubileuszowym – w milczeniu, z sercem pełnym intencji.

Gdy nadeszła moja kolej, zrobiło się cicho. Poczułem, jak w moim wnętrzu coś się otwiera. Przeszedłem przez drzwi i… nie umiem tego opisać. Nie było fanfar, niebo się nie rozstąpiło. Ale czułem, że coś zostawiłem za sobą, a coś nowego zacząłem.


Wnętrze, które milczy i woła jednocześnie

Bazylika św. Piotra zapiera dech. Wysokość sklepienia, miękkość światła wpadającego przez okna, marmury, złoto, cichy szmer modlitw. Stanąłem przed Pietą Michała Anioła i patrzyłem, jak Matka tuli martwego Syna. To rzeźba, która nie potrzebuje słów – wystarczy patrzeć i milczeć.

Zszedłem też do grot watykańskich, gdzie znajduje się grób św. Piotra. Było coś poruszającego w tej chwili – bycie tak blisko źródła, od którego wszystko się zaczęło.


Kopuła i spojrzenie na Rzym z nieba

Zdecydowałem się wejść na kopułę bazyliki. Mnóstwo stopni, wąskie przejścia, kręcone schody – ale warto. Gdy stanąłem na tarasie, zobaczyłem cały Watykan, Rzym, a nawet wzgórza w oddali. Tam, na górze, świat wydawał się bardziej prosty. Cichy. Zrozumiały.


Muzea Watykańskie – labirynt duszy i sztuki

Następnego dnia miałem bilet do Muzeów Watykańskich. Rezerwowałem go miesiąc wcześniej, bo w Roku Jubileuszowym kolejki są legendarne.

Nie sposób opisać wszystkiego, co widziałem. Galeria Map, gdzie freski zdają się tętnić życiem. Stanze Rafaela, gdzie „Szkoła Ateńska” pokazuje, że wiara i rozum nie muszą się wykluczać. Kaplica Sykstyńska – kulminacja wszystkiego. Patrzyłem na sklepienie, na „Sąd Ostateczny”, i czułem, że czas się zatrzymał. Michał Anioł nie tylko malował – on zostawił na ścianach duszę.


Ogrody, które mówią ciszą

Tego samego dnia odwiedziłem też Ogrody Watykańskie. Wymagały wcześniejszej rezerwacji i przewodnika, ale to była jedna z najcichszych i najpiękniejszych godzin tej pielgrzymki. Wśród krzewów, fontann i drzewek cytrynowych można było odnaleźć chwilę wytchnienia. Czułem się jak na audiencji u Boga – bez słów, bez prośby, tylko w obecności.


Trzy pozostałe bazyliki – duchowa droga przez Rzym

Postanowiłem też odwiedzić wszystkie cztery bazyliki większe, by przejść przez wszystkie Święte Drzwi. Poza Bazyliką św. Piotra, były to:

  • San Giovanni in Laterano – monumentalna, jak pałac, pełna posągów apostołów.
  • Santa Maria Maggiore – najcieplejsza, z cudowną ikoną Matki Bożej i złotem z Ameryki.
  • San Paolo fuori le Mura – spokojna, dostojna, niemal poza miastem, z portretami wszystkich papieży.

Każda inna, każda potrzebna. To była prawdziwa pielgrzymka – nie tylko przez miasto, ale przez siebie samego.


Co zobaczyć w Watykanie? Wszystko, co mówi do serca

Nie wiem, jak ująć w słowa to, co warto zobaczyć w Watykanie. Bo tu wszystko jest istotne – nie tylko atrakcje, ale i cisza w kaplicy, zapach kadzidła, ciepło słońca na kamieniach, dłoń starszej kobiety, która płacze przy grobie papieża Jana Pawła II. Watykan to nie muzeum – to żywe miejsce spotkania.


Zakończenie – coś się we mnie zmieniło

Wróciłem do domu inny. Coś we mnie zostało otwarte, coś zostawiłem tam – pod kopułą, przy Świętych Drzwiach, w cieniu kolumnady. Watykan w Roku Jubileuszowym nie jest tylko celem podróży. To doświadczenie, które trwa długo po powrocie.

Jeśli się zastanawiasz, czy warto – nie zastanawiaj się dłużej. Pielgrzymka do Watykanu to spotkanie, które zmienia. I być może właśnie w tym roku, roku łaski i nadziei, warto tam być. Naprawdę warto.

Polubi nas w mediach społecznościowych:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *